wtorek, 20 października 2009
Zniszczyć księdza. Co naprawdę planował Kiszczak
Rozwiązanie "problemu Popiełuszki" zostało dokładnie zaplanowane przez Kiszczaka. Kapłan miał zostać złamany lub zamordowany - mówi w rozmowie z portalem Fronda.pl Wojciech Sumliński.
Fronda.pl: W podtytule swojej książki "Teresa, Trawa, Robot" napisał pan, że inwigilowanie oprawców ks. Popiełuszki było „największą operacją podsłuchową komunistycznych służb”.
Wojciech Sumliński: W dziennikarskim śledztwie poszedłem tropami wyznaczonymi przez prokuratora Andrzeja Witkowskiego, który dwukrotnie prowadził śledztwo w sprawie zabójstwa kapelana "Solidarności". To on odkrył materiały operacyjne z trzech akcji inwigilacyjnych „Teresa”, „Trawa”, „Robot”, które jeśli chodzi o skalę działania są niespotykane w historii powojennej Polski.
Cała operacja trwała prawie sześć lat (1985-1990) i zaangażowała kilkuset etatowych funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa oraz drugie tyle tajnych współpracowników SB. Departament techniki MSW zamontował dziesiątki podsłuchów telefonicznych i domowych u osób objętych rozpracowaniem operacyjnym i stałą obserwacją. Zachowało się ponad 1600 godzin tych nagrań. Na koniec trzeba powiedzieć, że informacje z podsłuchów trafiały bezpośrednio na biurka generałów Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka. W MSW istniała natomiast specjalna grupa, która zajmowała się tylko tą sprawą.
Czy wiadomo, kto dla Kiszczaka i Jaruzelskiego koordynował inwigilację?
Wiemy o kilku takich osobach. Ale spośród nich rzuca się w oczy sczególnie jedna: Zbigniew Chwaliński. To on kierował pracami specjalnej grupy MSW. Potem zrobił błyskotliwą karierę w III RP. Był m.in. zastępcą komendanta głównego policji do 2004 r., a następnie oficerem łącznikowym polskiej policji na Słowacji.
Kogo obejmowała ta największa operacja podsłuchowa?
Książka Wojciecha Sumlińskiego jest już w sprzedaży.Książka Wojciecha Sumlińskiego jest już w sprzedaży.
To jest właśnie najciekawsze. Można się spodziewać, że skoro był to czas rozkwitu „Solidarności”, to komunistyczne służby podsłuchiwały najaktywniejszych opozycjonistów. Tymczasem największa akcja inwigilacyjna objęła najbliższe rodziny ważnych funkcjonariuszy SB, którzy byli szczególnie wierni komunistycznej władzy.
Figurantami w sprawach „Teresa”, „Trawa”, „Robot” zostali członkowie rodzin oraz bliscy znajomi oficerów Departamentu IV MSW: pułkownika Adama Pietruszki, kapitana Grzegorza Piotrowskiego oraz poruczników Waldemara Chmielewskiego i Leszka Pękali. Dokładnie ta czwórka została oskarżona i skazana w procesie toruńskim za uprowadzenie i zamach na ks. Jerzego. W trakcie trwania procesu i po jego zakończeniu, PRL-owskie władze utrzymywały, że osądzono i skazano wyłącznych sprawców zamachu na duchownego. Według władzy ludowej działali oni sami i nie mieli mocodawców.
Po co SB podsłuchiwało swoich wiernych funkcjonariuszy?
Po analizie materiałów z inwigilacji spokojnie można stwierdzić, że służbom specjalnym chodziło nie tyle o zdobycie dowodów dotyczących okoliczności zbrodni na księdzu Jerzym, ile raczej o skontrolowanie, czy prawda o kulisach tego mordu jest zachowywana w tajemnicy. W tym celu zastraszano niektóre osoby, zaciemniano prawdę o zbrodni i prowadzono różnorakie gry operacyjne.
Gdy pisałem swoją pierwszą książkę „Kto naprawdę Go zabił” dotarłem do gen. Kiszczaka i zapytałem go o podwód podsłuchiwania funkcjonariuszy SB. Usłyszałem, że ówczesny szef MSW chciał się przekonać, czy za uprowadzeniem i morderstwem księdza nie stoi ktoś jeszcze. To słowa Kiszczaka. Ale fakty są inne. Ówczesny szef MSW stosował wobec czterech funkcjonariuszy i ich rodzin taktykę „kija i marchewki”. Oficjalnie odciął się od czterech skazanych w procesie toruńskim funkcjonariuszy SB mówiąc publicznie, że splamili dobre imię resortu MSW, tymczasem w rzeczywistości systematycznie się z nimi spotykał.
Z jednej strony zapewniał, że jeśli będą milczeli to nie braknie im niczego. Z drugiej zaś sugerował, co może się stać w przeciwnym wypadku. Za pomocą taktyki „kija i marchewki” Kiszczak reżyserował opracowany wcześniej scenariusz, według którego najwyższym funkcjonariuszem MSW zaangażowanym w sprawę zamachu na ks. Popiełuszkę, a tym samym jego pomysłodawcą był płk Adam Pietruszka. Czterej SB-cy, choć są ewidentnie współsprawcami tej zbrodni – ale nie jej pomysłodawcami - zostali najzwyczajniej wykorzystani. Pietruszka i jego żona w miarę swoich ograniczonych możliwości starali się doprowadzić do rewizji procesu toruńskiego. Oczywiście bezskutecznie.
Co to znaczy, że "czterej SB-cy zostali najzwyczajniej wykorzystani"? Co - pana zdaniem - zaplanował gen. Kiszczak?
M.in. z podsłuchów wynika, że na miesiąc przed uprowadzeniem ks. Popiełuszki inwigilacją zostali objęci czterej wysocy funkcjonariusze. Dokładnie ci, którzy potem zostaną oskarżenie o uprowadzenie i zamordowanie kapłana. Albo ktoś wykazał się niespotykaną wręcz intuicją nakazując podsłuchiwanie akurat tych SB-ków, albo było to bardzo dobrze zaplanowane, a czterej funkcjonariusze bezpieki sami nie byli świadomi, że są tylko pionkami w tej rozgrywce i znali tylko część roli, jaką wyznaczył im do odegrania w tej zbrodni generał Kiszczak.
Szef MSW miał dwie koncepcje rozwiązania tzw. „problemu Popiełuszki”. W pierwszej chodziło o to, by ks. Jerzego doprowadzić do granicy śmierci, doprowadzić do sytuacji, w której kapłan będzie błagał o litość. W tym celu Grzegorz Piotrowski zabrał ze sobą magnetofon. W ocenie Kiszczaka raz „złamany” ksiądz nie tylko byłby już „nieszkodliwy” z punktu widzenia resortu MSW. Co więcej, mógłby zostać wysłany do Rzymu i tam realizować określone dyspozycje.
A druga koncepcja Kiszczaka?
Jeżeli nie udałoby się doprowadzić do złamania ks. Popiełuszki, to SB-cy mieli go zamordować. Szef MSW planował odpowiedzialnością za zbrodnię obciążyć opozycję. Chodziło o to, by nie tylko zamordować ks. Jerzego, ale także o to, by na tej zbrodni uzyskać jak największy zysk polityczny. W tym celu realizowana była bardzo skomplikowana, wielowątkowa kombinacja operacyjna SB mająca „udowodnić”, że czterej oprawcy księdza Jerzego zostali poddani gigantycznej manipulacji przedstawicieli opozycji, w wyniku której dopuścili się zbrodni. Na potwierdzenie tego, że komunistyczne służby naprawdę miały taki plan istnieją twarde dowody.
Kiszczakowi chodziło o przedstawienie takiej sytuacji, w której rzekomo cyniczna opozycja miała się posunąć nawet do wymyślenia planu zamordowania ks. Jerzego i zrealizowania go za pomocą rzekomo zmanipulowanych funkcjonariuszy SB. Wszystko po to, by wbić klin między naród i władze PRL i pokazać, że opozycja jest tak zepsuta w swoim nastawieniu przeciwko władzy, że nie wahała się poświęcić swojego kapelana, by w nią uderzyć.
Brzmi to nieprawdopodobnie. Jednak plan ten był realizowany w praktyce i wiele na to wskazuje, że wszystko odbyło się w nim dokładnie tak jak miało się odbyć, poza końcówką, która w ostatniej chwili została zmieniona. W ostatniej chwili, pod wpływem szeregu nowych informacji, generał Kiszczak, zamiast totalnej rozprawy z opozycją zdecydował się na porozumienie z jej częścią. Tak powstały podwaliny okrągłego stołu.
A wracając do ks. Popiełuszki. Nie dał „złamać się” oprawcom, nie pozwolił się upokorzyć, dlatego zginął. A Kiszczak starał się jak najwięcej na jego śmierci zyskać.
Rozmawiał Mariusz Majewski
Źródło:http://fronda.pl
-----------------
Ważne lektury:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz