Translate

poniedziałek, 1 lutego 2010

„Nazaret” – nasz dom

Artykuł pochodzi z "gość warszawski".
Autor: Agata Puścikowska
apuscikowska@goscniedzielny.pl
---------------------------------------------------------------------


Czy uda się rozbudować Dom Samotnej Matki „Nazaret” w Otwocku?

To zależy od nas wszystkich. Trwa zbiórka pieniędzy. Warto się przyłączyć:
każde 10 zł pozwoli samotnym mamom i ich dzieciom wkroczyć w nowe,
lepsze życie.Stary dom, gdzieś w głębi Otwocka, otoczony jest… sporym jeziorkiem.
Woda, gdy topnieje śnieg, nie ma ujścia i skutecznie broni dostępu do ładnego placyku zabaw w głębi podwórka.
Więc żeby wyjść z dziećmi choćby na krótki spacer, trzeba nie lada wysiłku:
trzeba dzieciaki odpowiednio ubrać, przenieść w w miarę suche miejsce, postarać się, aby ubranka i buciki suche pozostały… Przez lekko uchylone okno słychać gwar:
śmiechy (od czasu do czasu przechodzące w płacz), piski, upominania mam. Pluszowy teletubiś w rękach kilkulatki, teletubisiowa piosenka, pobrzękiwanie naczyń.
Zwykła, domowa krzątanina. W środku kilkoro dzieci w różnym wieku. Trzyletnia Sandra przybiega i łapie za rękę:
– Ceść. Pobawis się?
– To nasz największy urwipołeć
– przedstawia dziewczynkę
orionistka s. Konsolata, dyrektorka Domu Samotnej Matki „Nazaret” w Otwocku. – Nie usiedzi pięciu minut na miejscu,
wszędzie wejdzie – śmieje się zakonnica, wyprowadzając delikatnie dziewczynkę z niedużego pokoju,
który jest jednocześnie biurem i sekretariatem „Nazaretu”.
Chociaż ciasno, ale… Ciasno jest. W kilku niewielkich pomieszczeniach mieszka pięć kobiet i ośmioro dzieci.
Najstarsze chodzi do trzeciej klasy, najmłodsze ma 3 miesiące. Niedługo jedna z mam urodzi, a na dniach ma do domu przybyć kolejna mama z maluchem.
– Jak tylko wykonam konieczne telefony, to porozmawiamy spokojnie – s. Konsolata bierze komórkę. Chociaż jest ranek, wróciła już z zakupów, załatwiła kilka spraw „na mieście”, a teraz dzwoni: do urzędu, do dobroczyńcy, do „oleju opałowego” w sprawie koniecznejzapłaty.
– Nie wiem, kiedy ona śpi i odpoczywa, nawet herbatę pije w biegu – z niewielkiej kuchenki komentuje s. Bożena, starsza uśmiechnięta zakonnica.
– No bez przesady – ucina s. Konsolata. – Nie tylko ja tu pracuję.
Zresztą sama nie dałabym rady. Pomagają wszystkie siostry, wolontariusze, na stałe są zatrudnione pracownik socjalny i psycholog. Do „sekretariatu” puka jedna z mam i pyta o obiad.
Za chwilę, razem z s. Konsoletą i Bożeną zaśmiewają się do łez – z dachu spadła wielka czapa śniegu i stojąca przy oknie siostra zakonna podskoczyła ze strachu.
– U nas nie ma warunków hotelu czterogwiazdkowego, ale dziewczyny czują się dobrze.
Nie jak w instytucji, chociaż przecież panują tu reguły i musimy wszyscy przestrzegać regulaminu – mówi s. Konsolata.
– Wydaje mi się, że dziewczynom, pozbawionym ciepła, oparcia i poczucia bezpieczeństwa, właśnie domowa atmosfera najbardziej jest potrzebna.
Nigdy nie wiadomo, kto będzie kolejnym mieszkańcem domu. Raz przyjdzie spokojna i przyjazna mama z dwójką dzieci, innym razem… nieco zbuntowana młoda dziewczyna w ciąży.
Jedno jest pewne: przychodzą kobiety po przejściach. Ich historie to alkoholizm męża, przemoc fizyczna, nieplanowana – a jednak uratowana przed całym światem – ciąża.
– Nie wybieramy dziewczyn, tylko przyjmujemy te, które pomocy potrzebują. I czasem na początku są bunty – często powodowane strachem i poczuciem krzywdy. Ale jak do tej pory ogromna większość dziewczyn wychodziła na prostą – opowiada s. Konsolata. – I co mnie bardzo cieszy – dziewczyny się ze sobą przyjaźnią.
Na nową drogę Pani Sylwia, matka trójki dzieci, niesie małego Dominika.
– To mój chrześniak. Tu się urodził i tu go ochrzciliśmy – mówi. – Teraz idę go położyć spać, bo jego własna mama musiała coś załatwiać. My tu jedna drugiej staramy się pomagać.
S. Konsolata opowiada o trudnej drodze dziewczyn do nowego, dobrego i godnego życia. Bo żeby się usamodzielnić, o czym marzy właściwie każda z nich, trzeba mieć ogromne samozaparcie, spotkać dużo dobrych ludzi na swojej drodze i mieć jeszcze więcej szczęścia.
– Żeby się uniezależnić, dziewczyny muszą mieć jakieś mieszkanie i oczywiście pracę.
A do tego – dzieci muszą być w wieku co najmniej przedszkolnym – bo kto się nimi zajmie pod nieobecność mamy? Nie muszę tłumaczyć, jak trudno o mieszkanie i pracę.
Ale gdy się bardzo chce, można sobie poradzić – wiele naszych dziewczyn dało radę – opowiada zakonnica.
– Mieszkają w okolicach Otwocka, pracują (niektóre też się uczą) lub dojeżdżają do Warszawy.
Większość utrzymuje z nami kontakt: dzwonią, przychodzą na święta, chwalą się sukcesami dzieci.


Żeby więcej kobiet mogło się usamodzielnić, potrzebne jest stworzenie miniprzedszkola na terenie domu samotnej matki:
– Dzieci będą miały fachową opiekę, gdy mamy będą szukać pracy, uczyć się lub pracować – snuje plany s. Konsolata.
– W tej chwili pomagamy jak możemy: my, zakonnice, wolontariusze. Ale przedszkole byłoby najwłaściwszym rozwiązaniem.
Żeby powstało – muszą się znaleźć pieniądze. Bo chociaż plany rozbudowy domu są, pozwolenie na rozbudowę również – to potrzeba, bagatela, 3,5 mln zł.
Przy domu powstało Stowarzyszenie Przyjaciół Domu Samotnej Matki „Nazaret”.
Stara się zbierać fundusze. Jednak publiczna zbiórka na dom może nie wystarczyć.
– Pisałam o fundusze unijne, ale niestety bezskutecznie – opowiada s. Konsolata.
– Na szczęście wspierają nas władze Otwocka, prywatni sponsorzy – na utrzymanie domu starcza.
Może jakiś cudem uzbieramy na rozbudowę „Nazaretu”?

Warszawianki – bez wsparcia

Do ubiegłego roku, do listopada włącznie, „Nazaret” otrzymywał również wsparcie z warszawskiego Ratusza. W listopadzie kilkuletnia umowa się skończyła.
– Dostaliśmy pismo, żeby pisać tzw. ofertę na kolejne trzy lata. Spotkaliśmy się z przedstawicielami miasta, aby dowiedzieć się, jakie są ich oczekiwania względem nas.
W końcu napisałam ofertę: jesteśmy w stanie stworzyć 14 miejsc, w tym 7 dla osób (mam i ich dzieci) z Warszawy.
Właśnie dla tych siedmiu osób z Warszawy chcieliśmy uzyskać od władz stolicy dofinansowanie:
na cały przyszły rok to nieco ponad 50 tys. zł.
Jednak „Nazaret” pieniędzy z Warszawy nie dostanie.
– Ratusz tłumaczy odmowę przyznania dofinansowania planami budowy domu samotnej matki na Białołęce – tłumaczy s. Konsolata.
– Przykre jest to, że mediom przedstawiciele miasta mówią o tym, że nasz dom nie spełnia standardów potrzebnych do prowadzenia domu. U nas jest rzeczywiście skromnie, ale warunki spełniamy: mamy odpowiednią do liczby osób liczbę łazienek, łóżek.
A nawet gdyby potrzebujących kobiet było więcej – możemy udostępnić łazienkę na piętrze.
Miasto z kolei ripostuje, że w domu mieszka obecnie tylko jedna kobieta z Warszawy.
– Ale to przecież nie ma znaczenia.
Ważne jest, że gdyby była konieczność, jesteśmy w stanie zaopiekować się większą liczbą kobiet – mówi s. Konsolata.
– Gdy przyjdzie do nas jakaś warszawianka – o ile będziemy mogły – nie odmówimy pomocy.
------------------------------------
Złóż ofiarę na „Nazaret”

Żeby utrzymać dom i zebrać pieniądze na jego rozbudowę
(projekt zawiera nowe pokoje, piękną salę zabaw i oczywiście –
miniprzedszkole), przyjaciele „Nazaretu” wydrukowali specjalne kalendarze.
W zamian za kolorowy kalendarz na 2010 r. można złożyć ofiarę na dom.
Kalendarze są dostępne u sióstr w Otwocku (ul. Słowackiego 17a), a także w wielu zaprzyjaźnionych miejscach na terenie miasta.
Pełny wykaz adresów jest dostępny na stronie www.domnazaret.com.
Darowiznę można też przekazać na konto: 85 1240 2119 1111 0000 2719 3628.
--------------------------------------------------------------------------
----------------



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

adtxt